Kamilla Bańcerowska
relacje z projektów

Ostatnia wyprawa w projekcie „Decydujemy, gdzie jedziemy!

W sobotę 19 października 2019 roku odbyła się nasza ostatnia wyprawa w ramach projektu „Decydujemy, gdzie jedziemy!”. Wybór miasta, które mieliśmy odwiedzić tym razem, nie był łatwy. Po wielu emocjonujących rozmowach doszliśmy do wniosku, że musi to być miejsce wyjątkowe – i tak też się stało. Obraliśmy kierunek na Zakopane. 

Wyruszyliśmy w środku październikowej nocy (5.55) do Nowego Sącza. Na miejscu byliśmy o 6.55 i dzięki temu w dworcowej poczekalni mieliśmy okazję poczuć się jak prawdziwi ludzie wędrówki. Czas oczekiwania na autobus do Zakopanego: 40 minut… Ale dla nas to nie był problem, bo mimo wczesnej pory humory nam dopisywały 🙂

Na dworcu autobusowym w Zakopanem pojawiliśmy się parę minut przed 10.00. Pierwszym celem naszej wyprawy było Muzeum Tatrzańskie. Tu mieliśmy okazję zobaczyć wnętrza starych góralskich chat, wyroby rzemieślnicze i dzieła artystyczne górali. Z kolei na drugim piętrze budynku czekały na nas górskie kozice, niedźwiadek i cudowna makieta Tatr. Jako specjaliści w tematyce muzeów szczerze polecamy to miejsce.

Po mocnych wrażeniach kulturalnych i artystycznych uznaliśmy, że powinniśmy się wyciszyć przy filiżance aromatycznej kawy. Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy 🙂

Drugim etapem naszej zakopiańskiej eskapady była wizyta w escape roomie. Tym razem znaleźliśmy się w łodzi podwodnej, która dzięki naszej bystrości, pomysłowości i sprytowi na szczęście nie zatonęła.

Po wypłynięciu na powierzchnię powędrowaliśmy na obiad. Jedzenie „na wagę” nie jest na naszej top liście, ale dzięki temu zaoszczędziliśmy dużo czasu, którego z minuty na minutę było coraz mniej. Dlatego też straty żywieniowe nadrobiliśmy w zbójnickiej kryjówce, gdzie najedliśmy się mnóstwa strachu 🙂 Dla ukojenia skołatanych nerwów poszliśmy do Myszogrodu. Opuściliśmy to miejsce z przekonaniem, że myszki wolimy oglądać na polanie.

Ostatnim naszym celem w Zakopanem był dom do góry nogami. Na moment nasz świat stanął na głowie, a błędniki zwariowały. Doświadczenie dziwne, a zarazem zabawne.

W drogę powrotną wyruszyliśmy o 14.50 i około 17.00 zawitaliśmy z powrotem w Nowym Sączu. Do realizacji planu wyjazdu w 100% brakowało nam tylko momentu spokojnego pogadania przy filiżance gorącej czekolady. Dlatego też chwilę później znaleźliśmy się w przytulnej włoskiej kawiarni. Do Krynicy wróciliśmy cali i zdrowi około godziny 20.00.

Jednogłośnie uznaliśmy, że każda z naszych wypraw była wyjątkowa i inna od pozostałych. Nowe doświadczenia, nabyte umiejętności i dobre wspomnienia zostaną na zawsze w naszych głowach i sercach…